Jan Vermeer, Ważąca perły

Jan Vermeer, Ważąca perły
Ważąca perły

poniedziałek, 31 maja 2010

Maj/czerwiec. Botanika snu nie istnieje

Raz w roku w lubelskim ogrodzie botanicznym odwiedzam przyjaciół. Są to słoneczne tulipany, odmiana Easter Surprise. Kwitną pod koniec kwietnia, zatrzymują w pomarańczowych płatkach wiosenne ciepło.
Zamykam dłoń na pączku piwonii, chcę wyczuć jego puls. Pąk jest chłodny i lepki. Minął czas tulipanów. Nadszedł czas piwonii, jego czas.
Są ludzie, którzy mnie denerwują. Chciałabym, żeby kwitli wtedy, kiedy ja chcę, i w takich kolorach, jakie ja najbardziej lubię. Wymyślam ich sobie w idealnych proporcjach, wdzięcznie schylających główki w powiewie mojego oddechu. Ale oni tacy nie są. To tylko mój sen.
A gdyby tak spojrzeć na nich jak na nieznaną, egzotyczną roślinę. Z tym większą uwagą, im skromniejsi i zwyczajniejsi się wydają. Nie widziałam subtelniejszego układu zielonych żyłek niż u nasady kwiatu koniczyny.
A gdyby tak pogodzić się z tym, że oni czasem parzą, kłują, oplątują, duszą. W obronie swojego kawałka ziemi, dostępu do słońca, odrobiny wilgoci. I że ja – też taka jestem. A nie taka, jaką widzę w swoich snach.
„Staram się usilnie zbadać ducha właściwego każdemu bytowi: szelest gałązek bambusowych, dyskretną wstydliwość źdźbła trawy, ferwor młodych pędów żonkili zwracających się ku słońcu, szkielet drzewa pochylonego przez zimowe zawieruchy, czułe spotkanie dwóch pączków, los kwiatu o czarnym środku” (Fabienne Verdier, malarka-kaligraf)

1 komentarz: