Jan Vermeer, Ważąca perły

Jan Vermeer, Ważąca perły
Ważąca perły

niedziela, 26 października 2014

Jesiennie - cieleśnie

Wszystko dokoła umiera.
Co prawda, w pięknym stylu...
Ja też umrę.

Ciało jest 
osią zbawienia,
Ciało jest
zawiasem,
który skrzypi niemiłosiernie,
przenikliwie,
błogo.
Który dźwiga
furtkę do raju,
bramę do nieba.
(ks. Jerzy Szymik, Caro cardo salutis - fragment)


niedziela, 21 września 2014

Wierzgnęłam

Autoprezentacja Matildy Benson czyli niebezpiecznej wdówki z kryminału Erle Stanleya Gardnera "Sprawa niebezpiecznej wdówki":

"Miałam dosyć moich krewnych i wszystkiego, co sobą reprezentują. Po prostu wierzgnęłam [...]. Nadrabiam stracone lata. Wychowano mnie wedle sztywnych, purytańskich zasad. Nikt z mojego otoczenia nie cieszył się życiem. Nie bawili się za młodu, bo przygotowywali się do dorosłości. Później też nie, bo oszczędzali pieniądze na starość. A w starszym wieku zabiegali już tylko o wieczne zbawienie. Wśród takich ludzi się obracałam. Potem mój mąż umarł i zostałam sama. Dostałam z ubezpieczenia pewną sumę, którą dobrze zainwestowałam. Zaczęłam podróżować, rozejrzałam się trochę i doszłam do wniosku, że już najwyższa pora skorzystać z życia. Skończyłam sześćdziesiątkę, a nie żyłam jeszcze tak naprawdę. Teraz piję, klnę, kopcę cygara i robię, co mi się żywnie podoba".


poniedziałek, 18 listopada 2013

Księżniczka, złośnica i niedźwiedź

Autor: Carl Theodor von Piloty.



Thusnelda - dumna germańska księżniczka prowadzona w triumfalnym pochodzie. Nietrudno ja znaleźć, to ta duża blondyna. Jej mały synek zostanie gladiatorem i zginie na arenie.
Ale ja najbardziej lubię w tym obrazie rudą złośnicę i niedźwiedzia. 



Ruda złośnica robi to, czego nie wypada Thusneldzie - miną pokazuje, jak bardzo jest wściekła i z jaką przyjemnością się im wszystkim odpłaci przy najbliższej okazji. Czasem to jest lepsze, niż udawanie świętoszki. 



Nic ci nie pomoże zniewolenie kogoś (albo czegoś w sobie). Wsadzisz miśkowi kolczyk do nosa? Skujesz go łańcuchem? Albo będzie wegetował, zbolały i smutny - albo rzuci się na ciebie i rozerwie cię na strzępy.

Wspomnienia z Monachium - Nowa Pinakoteka

Ferdinand Georg Waldmüller, Młoda wieśniaczka z trójką dzieci w oknie




Ona po prostu patrzy, błękitnooka, delikatna i przejrzysta jak wiosenne niebo. Taka młoda, a już troje dzieci. Przychodzę jeszcze kilka razy do tej sali, żeby popatrzeć w jej oczy. I na zaślinione tłuste rączki najmłodszego dzieciaka. 

***

Ferdinand Georg Waldmüller, Oczekiwana....



... czyli „Dama z komórką” J

sobota, 9 listopada 2013

Maryja w czerwonej sukience


Ten post jest dla Jarka, który prawdopodobnie nigdy go nie przeczyta.

O tym, że Maryja nie jest żadnym idealnym wzorcem kobiety, przycinanym w zależności od potrzeb tu albo tam. Bo Ona była - jest! - prawdziwą kobietą, z krwi i kości, z jedynymi na całym świecie odciskami palców, DNA, tembrem głosu, sposobem mówienia, uśmiechania się, dotykania, chodzenia... 

Caravaggio próbował to namalować. Jego Maryja jest stara, gruba i naprawdę umarła. Leży z napuchniętymi stopami i potarganymi włosami, na dodatek w czerwonej sukience (Matka Boża i w czerwonej sukience?!). Wcale się nie dziwię, że zleceniodawcy nie chcieli kupić tego obrazu. Chociaż ja bym kupiła, tak bardzo mi się spodobał od pierwszego wejrzenia.



Takie są konsekwencje dwóch szalonych kroków ze strony Boga: Wcielenia i Odkupienia. To Syn Boży zechciał stać się człowiekiem i być podobny do nas we wszystkim - oprócz grzechu, tak, ale poza tym we wszystkim. WE WSZYSTKIM. Poddał się upływowi czasu, chorobom i urazom, przeżywał różne rzeczy, cieszył się, wpadał w gniew, miał przyjaciół i wrogów, znał smak triumfu i rozpaczy. 

Skoro Jezus przeżywał te rzeczy, to dlaczego trzeba myśleć, że Maryja do starości zachowała anielską urodę, zdrowe zęby i lśniące włosy, i była całe życie "ponad" tak prozaicznymi rzeczami jak halluksy albo PMS?

Cóż. Ja tak nie myślę, Jarku...

Guercino czyli Zezulec


No i proszę, kto powiedział, że człowiek z zezem nie może być całkiem niezłym malarzem? Arcydzieła to nie są, nie ma co przyrównywać Guercina do Zurbarana albo Caravaggia. Ale kto powiedział, że wolno tworzyć tylko arcydzieła?

***


Syn marnotrawny płacze. To już nie jest mały chłopczyk, tylko mężczyzna o dużych, spracowanych dłoniach. Ale jego ojciec delikatnie go obejmuje, przytula… Bo ten dzieciak potrzebuje tego. Strasznie się umęczył, narobił mnóstwo głupstw, zrobiono mu krzywdę i ma już dość udawania, że nic złego się nie stało…

Wiecie, Kogo tu widzę? Jezusa po męce i śmierci. Wrócił do swojego Taty po całej tej ekstremalnej ziemskiej „przygodzie”. Nawet nic nie mówi, bo - szkoda gadać. Tatusiu, przytul.

***




Witamy w mieście kobiet. Domowa atmosfera: ktoś rozpala ogień (w palenisku, które znam z irlandzkiego skansenu i starych zdjęć Spisza! bieda zawsze i wszędzie taka sama!), przy ogniu ciepłolubny kot dachówkarz, ktoś tuli w ramionach maluszka, a dziewczynka ciągnie matkę za fartuch. Mamo! Mamo! Zobacz! Ktoś na nas patrzy z góry!


(A to święty Karol Boromeusz  z wielkim nosem J)

***

Inaczej patrzę na ten obraz po obejrzeniu filmu „Franciszek” (1989). W przeciwieństwie do musicalu Zefirellego, ten film jest antyromatyczny. Przede wszystkim Franciszek nie jest subtelnym młodzieniaszkiem, to kawał chłopa!

W tym filmie ciągle pada, wszyscy chodzą głodni, a muzyka Vangelisa nie nastraja optymistycznie. Franciszek dużo płacze, ponieważ chce powiedzieć ludziom coś bardzo ważnego, tajemnicę, którą powierzył mu Bóg – a oni nie tylko obrzucają go zgniłymi jajami, ale kwestionują jego prorocki dar. Co przynosi wyzwolenie? Stygmaty… Znak, że Jezus kocha Franciszka, wybrał go, życie Franciszka nie było mrzonką. Mogą teraz razem umierać na krzyżu za zbawienie świata.

Obraz Guercina przedstawia scenę chyba jeszcze sprzed stygmatów. Jak mówi Klara w filmie, z najgorszego Franciszkowego czasu. Może i za dużo tego piękna, co, Franciszku? Co z tego, że słyszysz Boską muzykę, kiedy inni nie chcą jej słuchać? A jeśli o niej mówisz, oskarżają, że jesteś pyszny albo szalony?...
Franciszku, nie chowaj się, gdy anioł Ci gra… Pozwól Mu… uciesz się! Mimo wszystko.

Spojrzał

Spojrzał
na gotyk co stale stroi średniowieczne miny
na osiemnastowieczny ołtarz jak barokową trumnę
na szczurzych łapkach
na włochate dywany które zmieniają nasze kroki
w skradające się koty
na żyrandol jak dziedziczkę w krynolinie
na jaśnie oświecony sufit
na pyszno pokutne klęczniki
na anioła co stale o jeden numer za mały
na liście co w świetle lampki czerwonej wydają się czarne
stanął w kącie załamał odjęte z krzyża ręce
i pomyślał
chyba to wszystko nie dla mnie

Jan Twardowski

Miło, lekko i przyjemnie

Jeśli mam być szczera, tej jesieni potrzebuję wyłącznie jednego: żeby wreszcie coś poszło miło, łatwo i przyjemnie. Lekko. Bez krwi, potu i łez.

Czytam książkę Erika Larsona "Diabeł w Białym Mieście" - o architektach przygotowujących Kolumbiańską Wystawę Światową w Chicago (1893). (Aha, jest tam jeszcze o seryjnym psychopatycznym mordercy, z tym, że po dziesiątym udanym morderstwie już mnie ten wątek przestał ekscytować). O tym, że mieli za mało czasu, chorowali ze stresu, a niektórzy nawet umierali. Że komitety i sponsorzy w kółko im się wchrzaniali ze swoimi wspaniałymi pomysłami (znam to skądś). 

I że na przekór wszystkim trudnościom Wystawa wyglądała jak śnieżny sen, "zamrożona muzyka" (notabene, pracował przy niej tato Walta Disneya! już wiem, skąd Walt brał inspiracje!). Jakby ją stworzono w porywie natchnienia, miło, lekko i przyjemnie...

Tak samo jak ten utwór. Że prosty? Że każdy mógłby wymyśleć coś takiego? Może i mógłby. Ale zrobił to tylko jeden facet.