Jan Vermeer, Ważąca perły

Jan Vermeer, Ważąca perły
Ważąca perły

niedziela, 27 marca 2011

Rubens

Rześkie rzeźnickie rzepy, modelki Rubensa, / Te buchające Bachem baryły baroku, / Rozsadzające ramy nadmiarem uroku / Malowane na wagę monumenty mięsa. / Białoskóre Sabinki, Helena bezrzęsa – / Oddają się spojrzeniom w omdlałym amoku / A Marii Magdalenie błyszczy w krowim wzroku / Obietnica bierności i hojna dyspensa. / Dzisiaj nikt nie docenia ich bujnej przesady. / Z trudem wbijają w dżinsy swoje mleczne zady, / O które Parysowie żadni się nie biją. / Z duszami ściśniętymi w fałdy od kompleksów / Wytrwale tłumią w sobie gromkie fugi seksu / (Oprócz pani Halinki sławnej w barze „Rio”).

Picasso

O sławne, nieszczęśliwe kochanki Picassa, / Które wielbił, by potem kaleczyć na płótnie! /Namiętność, dym kawiarni i paryskie kłótnie, / Nieśmiertelne pantofle na płaskich obcasach. / Gdy się w chłodnej pracowni siedzi na golasa, / Aby on mógł malować biodra jak wyrzutnie, / Oczy w ustach i ręce kanciaste okrutnie – / Czy może rozgrzać miłość, która już wygasa? / Artyści tylko Sztuce są w pełni usłużni. / Ich kobiety – to muzy, formy i pomysły, / Lub kubistyczne bryły zawieszone w próżni. / A gdzie są ich imiona, cierpliwość i zmysły? / Może ktoś je pamięta, ale kto odróżni, / Gdy jedna obok drugiej w galeriach zawisły?

Vermeer

Spokojne Holenderki, sznur pereł Vermeera: /Ta siedzi ze szpinetem, ta nitkę nawleka, Słodko brzemienna w oknie czyta list z daleka /A światło wsiąka w farbę i barwy zaciera. Kuchnia pełna powietrza, mżąca atmosfera – / Nalewająca w czepcu stoi z dzbankiem mleka. Pocałowane pędzlem czoło i powieka, / Wiklina na tle tynku znaczenia nabiera. Tamta mieszczka umarła już przed trzystu laty, / Lecz niejedna kobieta, gdy się uśmiechnęła, / Rozlała niczym mleko ten sam ciepły smutek. / Pozostał blask na meblach, faktura makaty I Flamandki w kornetach, skromne arcydzieła, /Nie podnoszące oczu znad swoich robótek.

Wiersze Justy

Chodziłyśmy razem do liceum. Była niesamowita. Nie wiem, co teraz robi, gdzie mieszka. Pozostały mi po niej wiersze, które sama określiła jako "Juwenilia". Wybrałam cykl "malarski". Niech inni też się nacieszą. Zacznijmy od Flamandów.

wtorek, 15 marca 2011

Marzec. Pierwiosnki jak rozgwiazdy

Przebiśniegi już się „wypierzyły” – białe kwiatuszki wykluły się z zielonych łupinek, pokazują słońcu złote środki w seledynowej oprawie. Pierwiosnki jeszcze nie kwitną, ale ich listki i zalążki kwiatów przypominają zielone rozgwiazdy o falbaniastych ramionach. Ptaki śpiewają – o świcie i zmierzchu (na przywitanie i pożegnanie Pana Brata Słońce), i przez cały dzień. Jeszcze czekam na żabie zaloty. Żaby też śpiewają – co prawda, raz w roku, ale za to jak...
Co roku to samo, i co roku wcale mi się nie nudzi.

piątek, 4 marca 2011

Małe narody

Małe narody mają swoją dumę. Może są i małe, ale mają swój język, dzieje, zabytki, piękne miejsca, które mogą z zadowoleniem pokazać innym. Owszem, może są i małe, ale miały w historii powszechnej swoje pięć minut, podczas których oczy świata były zwrócone wyłącznie w ich stronę. W wersji optymistycznej – gdy dokonali czegoś wyjątkowego (dobrego albo złego). Częściej – ponieważ ktoś zrobił im straszną i niewybaczalną krzywdę.
Małe narody mają swoje kompleksy. Przede wszystkim nerwice lękowe. Jak „niskopienne” pieski, głośno ujadające na widok psa większego od siebie. W sercu małego narodu drzemie – bardzo czujnie! – lęk przed większym narodem, który go pożre. Dlatego „nie będzie duży pluł nam w twarz!”
Zrozumiałe więc, że małe narody nie lubią się uczyć i wolą robić wszystko po swojemu. Zwłaszcza, że przeważnie latami, nawet wiekami, żyły przydeptane obcym butem. Jak roślina dotychczas zagłuszana „cudzym” chwastem, która natychmiast podnosi głowę i rozpościera się na dostępnym terenie. Albo jak pisklęta zatrzymane w rozwoju, które krzyczą, otwierając żółte dzióbki: „nie wy będziecie nas uczyć latania! sami umiemy!”