Jan Vermeer, Ważąca perły

Jan Vermeer, Ważąca perły
Ważąca perły

niedziela, 23 sierpnia 2009

Hymn Kenii

Tata mówi, że brzmi jak leit-motiv filmu o samurajach. Ja słyszę w nim dostojeństwo i majestat kroków słonia. Duma czarnej Afryki, naturalna jak oddech. "Heritage of splendour, the glory of Kenya".

Chcesz posłuchać? http://www.youtube.com/watch?v=fa8JEbf9LfM&hl=pl

Znalazłam angielską wersję słów hymnu. To... modlitwa za ojczyznę.

O God of all creation
Bless this our land and nation
Justice be our shield and defender
May we dwell in unity
Peace and liberty
Plenty be found within our borders.

Let one and all arise
With hearts both strong and true
Service be our earnest endeavour
And our homeland of Kenya
Heritage of splendour
Firm may we stand to defend.

Let all with one accord
In common bond united
Build this our nation together
And the glory of Kenya
The fruit of our labour
Fill every heart with thanksgiving.

sobota, 8 sierpnia 2009

Z busa wzięte. Kierowca (4) cytaty

Widzi pani tego, co jedzie przed nami? On na pewno jakiś numer wytnie, ja to czuję. Znam takich, daję jeden do tysiąca, że coś zrobi. No i widzi pani?! A wie pani, skąd wiem? Bo on w czapce jechał. A jak ktoś w czapce jedzie albo w kapeluszu, to na pewno coś głupiego zrobi. Czapką o dach zahaczy, łeb mu się zaklinuje i jak koń dorożkarski – widzi tylko to, co przed nim, nie interesuje go nic ani z prawa, ani z lewa, jakby sam jechał.

Z busa wzięte. Kierowca (3) cytaty

Wie pani, pracowałem u Niemca, najpierw w NRDówku, a potem za tą tak zwaną żelazną kurtyną. Choinki woziłem. Wtedy to nikt w Polsce nie wiedział, że choinkę można mieć w doniczce na święta! No to ja też rodzinie przywoziłem. I jeszcze woziłem na Zachód takie wianki, wie pani, co sobie tam drzwi na Boże Narodzenie przyozdabiają. A kiedyś przemycaliśmy tirem dwa samochody osobowe, Niemiec do Polski przerzucał. W choinkach. Cały tir choinek, a w tych choinkach dwa samochody.
A teraz to jestem zadowolony i niczym się nie stresuję. Wnuka mam, dwa i pół miesiąca, pojutrze chrzciny, jadę do Katowic, żeby mu kaczkę kupić, co sobie upatrzyłem. Już wczoraj chciałem kupić, ale babce ze sklepu akurat gdzieś się zachciało wyjść, i nie kupiłem. O, tu, pani popatrzy, fajny dzieciak, co?

Z busa wzięte. Kierowca (2) Scenki rodzajowe

1. Jedziemy za dwiema ciężarówkami, które tarasują drogę. Mój pan z busa mówi przez CB radio:
„Hej, pany, zróbcie mi marginesik, to przelecę”. Poskutkowało? Jakżeby nie!

2. Las pod Kraśnikiem. Przed nami półciężarówka z napisem „Mr. Snaki”. Mój pan z busa:
„Hej, Snaki, masz radio?” (Odpowiedź: „mam”). „To przesuń się, ja bym sobie przeleciał”.

3. Przed nami ciężarówka z zabawnym napisem z tyłu: „Antonio & Stanley Kozłowscy”. Pan z busa: „No, to bierzem tego Banderasa!”

4. Przy wymijaniu: „I pruję, i niczego się boję, i wzięliśmy go!!!!”

Z busa wzięte. Kierowca (1)

Październikowy poranek, bus relacji Lublin-Katowice. Kierowca pozwala mi usiąść z przodu, obok siebie. Jestem w uprzywilejowanej pozycji: mogę słuchać. On też jest uprzywilejowany, bo ma do kogo mówić.

Z busa wzięte. Kolekcjoner (3) cytaty

Pyta pan, jakie jest moje najważniejsze marzenie jako kolekcjonera? Wie pan, mnie monety tak bardzo nie ruszają, mnie ruszają odznaki pułkowe. Niech do Lublina nie dojadę, jeśli skłamię: gdybym znalazł gdzieś odznakę Pierwszego Pułku Ułanów Wileńskich, to bym chyba na miejscu skonał. To jest bardzo prosta odznaka: krzyż, a na tym krzyżu złota Matka Boska Ostrobramska, może gram złota waży. Wszędzie jej szukałem, nawet w Wilnie byłem, i nic. W jednym kościele w Wilnie widziałem – puste miejsce na ścianie, jakaś swołocz zerwała... Są i inne odznaki. Na przykład pułku tatarskiego, z orłem, półksiężycem i gwiazdką. Tego też nigdzie pan nie uświadczy.
I jeszcze panu to powiem: my, Polacy, jesteśmy patriotami, dlatego u nas najlepiej idą monety historyczne, patriotyczne. Niech pan idzie do banku na Szopena, zobaczy pan w gablotach dużo monet, i srebrnych, i złotych, które tam leżą i nikt ich nie kupuje. Dlaczego? Niech pan się przypatrzy, co na nich jest: a to sowa, a to puchacz, a to mistrzostwa świata w tym czy w tamtym, a to Płock albo 750-lecie Torunia. A już Zygmunt, Batory, Piłsudski, popiersie albo cała postać – tego nigdzie nie ma. Bo my takie monety lubimy i chcemy mieć. Bo to jest nasza historia, z tego jesteśmy dumni.

Z busa wzięte. Kolekcjoner (2) cytaty

Wie pan, ile kosztuje u mnie „Mein Kampf”? Co, że nie wolno sprzedawać? Sprzedawać wolno, proszę pana, nie wolno propagować. Ja panu mogę sprzedać, bo pan jest dorosły, pan wie, co tam jest, a ja pana nie informuję, że mnie się podoba to, co w środku. Wie pan, było pięć rodzajów „Mein Kampf”: dla SS, dla marynarki, lotnictwa, dla kogoś tam jeszcze, i dla wszystkich: dla Hitler Jugend, dla nowożeńców... Są takie egzemplarze, gdzie jest wydrukowana cała strona na początku, że gauleiter taki i taki, życzy szczęścia i pomyślności młodej parze, są puste miejsca na wpisanie imion i nazwisk, i potem taki napis: czytajcie i wcielajcie w życie wielkie myśli naszego Führera. Czy mam taki egzemplarz, pan się pyta?... Chciałbym mieć, proszę pana, chciałbym mieć...
Ale są takie rzeczy, których nie wolno sprzedawać. Nikt na żadnej aukcji, na żadnej stronie internetowej, nie wystawi nigdy Orderu Podwiązki, bo by zaraz była interwencja królowej angielskiej. Ani Orderu Złotego Runa, ani Virtuti Militari. Tu się liczy honor, wie pan, honor państwa! W forcie Knox, widzi pan, nawet nie wiem, jak się to wymawia, więc w tym forcie jest gdzieś schowana złota dwudziestodolarówka z 1833 roku, jedyny zachowany egzemplarz. Gdyby nawet sam prezydent Stanów Zjednoczonych chciał zobaczyć tę monetę, musi mieć specjalne zezwolenie od ministra skarbu. A u nas, w Polsce, w latach sześćdziesiątych, ukazało się takie ogłoszenie w gazecie: sprzedam złotą monetę dwudziestodolarową z 1833 roku. Zaraz się odezwała ambasada amerykańska, chcieli się dowiedzieć, kto to wystawia, skąd to ma i ile będzie za to chciał. I wie pan? Nikt się nie zgłosił.
Jedna i ta sama moneta może kosztować raz 5 złotych, a raz 500 złotych. Zależy, kiedy była emitowana, ile takich monet jest na świecie i jakie jest zainteresowanie kolekcjonerów. Na przykład półtalarki Jana Kazimierza, może pan u mnie kupić, wie pan za ile? A za 20, 30 złotych. Dziwi się pan? Że takie stare, a takie tanie? A wie pan, dlaczego? Bo gdzieś koło Włodawy, jak w starym domu przesuwali piec kaflowy, to znaleźli całe garnki z tymi półtalarkami, srebro dosłownie się sypało. A na przykład złote ruble z 1869 roku, pamięta pan, że wtedy był taki napad na cały pociąg, za Aleksandra II czy III? Taka jedna moneta jest warta tysiące dolarów. Ale gdzie ona jest?...

Z busa wzięte. Kolekcjoner (1)

Jechaliśmy busem z Zakopanego do Lublina. Za Nowym Sączem bus się zepsuł, poszło łożysko. Kierowca, młody chłopak, był zakłopotany i panicznie usiłował coś zrobić. Pasażerowie siedzieli niezadowoleni, ale zrezygnowani. Ruda pani w białym kożuszku, z girlandą włosów spiętych w malowniczy kok, popijała piwo „Tatra” z puszki, pokrzykując raz po raz do grubego faceta ubranego w wojskową panterkę: „hej, starszy sierżancie!”
Po godzinie przyjechał drugi bus, który zabrał nas wszystkich, niemiłosiernie stłoczonych wśród waliz, toreb, plecaków, zdjętych kurtek i palt. Ruda kobieta i grubas usiedli z przodu, przy kierowcy. Zaczęły się konwencjonalne rozmowy: o samochodach, wypadkach, policji, polityce, byłym i obecnym prezydencie Lublina. Gruby facet okazał się być członkiem Związku Piłsudczyków – razem z rudą wracali z Zakopanego, z jakichś uroczystości na Gubałówce. Poza tym prowadził sklep ze starociami przy ulicy Dolnej Panny Marii.

Z busa wzięte. Wprowadzenie

„Cała Polska jeździ busem!”. Biedni i bogaci, młodzi i starzy, ze Wschodu i Zachodu. Jednak ciekawą opowieść w busie usłyszeć jest trudno.
Po pierwsze, zagłuszy ją muzyka, emitowana przez – najczęściej komercyjną – stację radiową. Po drugie, na oczach (lepiej byłoby powiedzieć: na uszach) pasażerów toczą się dialogi kierowcy z innymi użytkownikami CB radia. Przedziwne to dialogi, pełne tajemniczych kryptonimów („miśki z suszarką”, „inspektorzy” czyli policjanci z radarem), czułych zdrobnień („krokodylki”, „jak tam dróżka na...?”) i uroczych neologizmów („mobilki” czyli inni kierowcy, „szerokości!”, „przyczepności!” jako odpowiednik myśliwskiego „darzbór!”). Po trzecie, ludzie siedzą plecami do siebie, brak kontaktu wzrokowego sprzyja izolacji. Niektórzy śpią (to mój przypadek), inni słuchają własnej muzyki, jeszcze inni oglądają filmy na osobistym sprzęcie albo wpatrują się w widoki za oknem.
Ale załóżmy, że trafił się jakikolwiek rozmówca. Jaka jest szansa, że powie coś ciekawego, obcemu, do tego w busie? Raczej niewielka. Dlatego moich opowieści będzie niedużo. Są to jednak perełki!

czwartek, 6 sierpnia 2009

U dentysty (impresja Hrabalowska)

Kiedy byłam po wypadku, musiałam chodzić dużo do dentysty. To nie były przyjemne wizyty, rzecz jasna. Co prawda pani dentystka, niezwykle sympatyczna kobieta, zawsze mówiła: Nie bój się, kochasiu, to będzie tylko takie pik-pik, ale wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że to nie będzie żadne malutkie pik-pik... No więc jednego dnia przyszłam do tej przychodni, a to była przychodnia wojskowa, bo mój ojciec był oficerem, no i siedzę w poczekalni, strasznie się boję, tak jak wszyscy, co tam siedzieli, bo w ogóle poczekalnia do dentysty przypomina przedsionek piekła, gdzie potępione dusze czekają, aż przyjdzie jakiś diabelski policmajster i każe im wskakiwać do kotła z rozżarzoną smołą, na razie jeszcze nic im nie jest, ale już za chwilę, za dwie, wiedzą, że będą wyć z bólu, więc siedzą skulone w kąciku i drżą... Nagle drzwi się otwierają, wychodzi ta niezwykle sympatyczna pani dentystka i mówi do mnie: chodź, kochasiu! Wchodzę do gabinetu, a tam trzy fotele, przy jednym jakaś kobieta zdejmuje komuś kamień z zębów, na drugim facet w mundurze z rozdziawioną paszczą, napchaną ligniną, trzeci fotel pusty, czeka na mnie. Dentystka każe mi usiąść i mówi: kochasiu, pokaż tym bohaterom, jak się znosi ból, pokazuje mi faceta w mundurze, i mówi: widzisz tę cholerę? Pułkownik, psia jego mać, całe ręce mi pogryzł...

Sierpień. Przemijaj z wdziękiem!

Miesiąc pań po trzydziestce. Kwiaty atakują zdecydowanymi kolorami – słoneczną żółcią, głębokim różem i fioletem, parzącą czerwienią. Tajemnicze popołudniowe światło, które wychwalają malarze. Na rozgwieżdżonym niebie w pogodną noc trudno znaleźć odrobinę wolnego miejsca. Niesłychana intensywność doznań. Bo – idzie jesień, czujemy już aromat jej oddechu.

Pierwsze podmuchy wiosny przynosiły nadzieję na nowe życie. Coś budziło się w ziemi, kiełkowało, wystawiało zielony łepek na świat, rosło, potężniało. „Ta nadzieja trwa do połowy lipca, kiedy stoi jeszcze zboże, ale potem, potem lato przełamuje się i już wiemy, że innego życia nie będzie” (Michał Zioło).

Święto Przemienienia Pańskiego, po grecku „Metamorphosis”. W cieniu sierpniowych obłoków przypominam sobie, że TU innego życia nie będzie. Tu jest pustynia, nie ma co przyozdabiać podartego namiotu, udając, że to pałacyk. Tu jest niewygodny kokon. Pewnego dnia rozedrze go lancet śmierci, a ja wzlecę ku Światłu.