Jan Vermeer, Ważąca perły

Jan Vermeer, Ważąca perły
Ważąca perły

czwartek, 6 sierpnia 2009

U dentysty (impresja Hrabalowska)

Kiedy byłam po wypadku, musiałam chodzić dużo do dentysty. To nie były przyjemne wizyty, rzecz jasna. Co prawda pani dentystka, niezwykle sympatyczna kobieta, zawsze mówiła: Nie bój się, kochasiu, to będzie tylko takie pik-pik, ale wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że to nie będzie żadne malutkie pik-pik... No więc jednego dnia przyszłam do tej przychodni, a to była przychodnia wojskowa, bo mój ojciec był oficerem, no i siedzę w poczekalni, strasznie się boję, tak jak wszyscy, co tam siedzieli, bo w ogóle poczekalnia do dentysty przypomina przedsionek piekła, gdzie potępione dusze czekają, aż przyjdzie jakiś diabelski policmajster i każe im wskakiwać do kotła z rozżarzoną smołą, na razie jeszcze nic im nie jest, ale już za chwilę, za dwie, wiedzą, że będą wyć z bólu, więc siedzą skulone w kąciku i drżą... Nagle drzwi się otwierają, wychodzi ta niezwykle sympatyczna pani dentystka i mówi do mnie: chodź, kochasiu! Wchodzę do gabinetu, a tam trzy fotele, przy jednym jakaś kobieta zdejmuje komuś kamień z zębów, na drugim facet w mundurze z rozdziawioną paszczą, napchaną ligniną, trzeci fotel pusty, czeka na mnie. Dentystka każe mi usiąść i mówi: kochasiu, pokaż tym bohaterom, jak się znosi ból, pokazuje mi faceta w mundurze, i mówi: widzisz tę cholerę? Pułkownik, psia jego mać, całe ręce mi pogryzł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz