Jan Vermeer, Ważąca perły

Jan Vermeer, Ważąca perły
Ważąca perły

piątek, 6 listopada 2009

Listopad. Skrzydło i palma

Moja rodzina przypomina palmowy liść, rozcapierzony ku górze. Ciżba kuzynów i pociotków, ciżba roześmiana, rozcałowana, serdeczna i czuła. Okrągłe twarze i szeroko rozstawione niebieskie oczy – to daleka i bliska rodzina taty, rozrosła jak dąb. Rodzina mamy – mniej jednolita i raczej topniejąca, rozproszona.

Są bóle, ale schowane w splotach nerwów, w głębi żołądków i stawów. Są niespełnione sny i zawiedzione nadzieje. Całe morze samotności. I straszny lęk przed śmiercią, który usiłujemy łagodzić śmiechami na cmentarzu, w dzień Wszystkich Świętych.

„Imię nasze pójdzie z czasem w niepamięć i nikt nie wspomni naszych poczynań. Przeminie życie nasze jakby ślad obłoku i rozwieje się jak mgła, ścigana promieniami słońca i żarem jego przybita. Czas nasz jak cień przemija, śmierć nasza nie zna odwrotu: pieczęć przyłożono, i nikt nie powraca” (Mdr 2, 4-5)

Jak trudno uwierzyć, że oprócz korzeni mam też skrzydła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz