Dwie dziewczyny przyglądają się scenie. Ta z lewej drapie się w łopatkę, ma różowe plecy. Degas namalował ją tak, jak mógłby namalować myjącego się kota. Zwierzę. Kiedy Degas maluje baletnice, są one jednocześnie z ciała i z różowego tiulu. Często na tych obrazach pojawia się element obcy – mężczyzna. Czasem niegroźny, jak stary nauczyciel tańca. Czasem uosabiający jakieś obce, złe moce – wygląda jak selekcjoner do eleganckiego burdelu, albo jak bogacz poszukujący młodziutkiej utrzymanki. Tancerki są wobec nich bezbronne, bo mają pucołowate twarze wiejskich dziewcząt albo chude ramionka dzieci biedoty. Tańczą dla pieniędzy, dlaczego więc dla pieniędzy nie mogłyby robić czegoś innego? Bo przecież baletnice Degasa nie są artystkami. Bardziej przypominają mi Nanę albo węgierskie tancerki z „Dobrego wojaka Szwejka”, których głównym atutem był brak majtek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz